Kościół jest naszym największym skarbem. Winniśmy zatem zakopać go głęboko w ziemi.

31.7.11

Gatunek: Kreacjonista, Rasa: polska

Za wielką wodą mają Hovinda (nie mylić z Hołownia), który twierdzi, że bieguny powstały w wyniku uderzenia wielkiej bryły lodu w okolice gdzie się teraz aktualnie owe bieguny znajdują (pojęcia nie mam co pan Hovind sądzi o temperaturze, która wytwarza się podczas uderzenia takiego ciała w Ziemię i która doprowadza do wyparowywania wszystkiego dookoła, ze sobą włącznie ) i który obwieszcza wszem i wobec, że Sejsmozaur przetrwał do czasów dzisiejszych – nie mają tylko co jeść i dlatego są małych rozmiarów ale wystarczy jedynie utuczyć pierwszą lepszą jaszczurkę i po pewnym czasie wyrośnie nam olbrzymi gad!
My w Polsce mamy… Macieja Giertycha, który twierdzi, że legenda o smoku wawelskim jest niezbitym dowodem na współistnienie dinozaurów (takie duże żółwie) i ludzi, albo zdjęcie boksera mające potwierdzać teorię przetrwania neandertalczyków do naszych czasów.

Ewolucja i kreacjonizm, czyli powstanie życia i Wszechświata…

Od zawsze jest tak, że to ateiści muszą udowadniać, że "coś" nie istnieje a nie na odwrót jak to być powinno. Od zawsze dziwiło mnie też to dlaczego tak jest. Gdybym ja twierdził, że wokół słońca krąży pomarańczowy sedes, wszyscy oczekiwali by ode mnie dowodów na potwierdzenie mojego poglądu. Dlaczego tak nie jest w przypadku wielkiej nadnaturalnej istoty? Za każdym razem gdy pytam o dowody dostaję w odpowiedzi "to Ty udowodnij, że go nie ma!!". Ale przecież to nie ja twierdzę, że to "coś" istnieje, dlaczego więc ja mam zabiegać o potwierdzenie bądź negację tej tezy? Czy to wynika z ogromnego lenistwa ludzi wierzących w "starca na chmurce"? Czy może z obawy, że nie uda im się tego udowodnić a wręcz przeciwnie - swoimi wywodami i "dowodami" zanegowali by jego istnienie?

Kolejną bolączką ludzi wierzących (a przynajmniej ich sporej części) jest ewolucja człowieka i innych gatunków oraz ich pochodzenie a także powstanie świata. Ludzie ci mają ogromne trudności w zrozumieniu procesów jakim zawdzięczamy swoje istnienie ale z wielką łatwością przyjmują "fakt", że to wszystko jest sprawką jakiejś potężnej ponoć istoty.

Bozia vs Logika

Jeśli On jest wszechobecny, wszechwiedzący i wszechmocny to czy to, że będąc wszechwiedzącym przeszkadza mu być wszechmocnym niesie za sobą jakieś konsekwencje? Logicznie rzecz biorąc gdy „ktoś” jest wszechwiedzący to nie może być wszechmocny. Dlaczego? Będąc wszechwiedzącym musi być w stanie przewidywać przyszłość a przewidując przyszłość nie może zmienić tego co się wydarzy w przyszłości, tego co sam zrobi. Nie jest w stanie improwizować ergo nie jest wszechmocny.